poniedziałek, 11 marca 2013

46. Zastrzyk pozytywnej energii

Grudzień 2011.

Miałam czym sobie głowę zawracać. Pomocy zazwyczaj potrzebował mój Sąsiad. Mój były Sąsiad, który polubił moją współlokatorkę. Pewnego wieczoru udaliśmy się w czwórkę – razem z nim i jego współlokatorem do pubu na piwo. I tu nagle klops – pojawiła się tam też jego dziewczyna... Jego wtedy podobno była dziewczyna... Ale wtedy zerwali definitywnie. Ona nie znała mojej współlokatorki, więc tą winną raczej byłam ja. To o mnie była zazdrosna i podobno mnie Mu potem wypominała. A ja nic złego nie zrobiłam... Żeby było śmieszniej to nawet ja próbowałam mu czasem tłumaczyć jej zachowania o których mi opowiadał, no ale tego to chyba już nie wiedziała. I od czasu gdy ze sobą zerwali, Sąsiad na początku zaczął jeszcze bardziej imprezować, a potem gdy wyszło na jaw, że jego współlokator cały czas z nią gadał i informował ją o jego poczynaniach (o spotkaniu w czwórkę też on jej powiedział, czyli to nie był przypadek) – Sąsiad stał mi się jakiś bliższy. Nie raz przychodził gdy miałam już iść spać, wysłuchiwałam go cierpliwie i przez to sama zasnąć potem nie mogłam. Z czasem stał się dla mnie trochę jak brat, potem mogłam na niego liczyć w wielu sprawach i chyba wzajemnie.
Poza tym stałam się cykającą bombą, a lont zazwyczaj podpalał mi Serduszkowy swoimi poczynaniami. Był grudzień. Gdy ucichło z lekka zainteresowanie współlokatorką trzeba było się określić z planami na Sylwestra. Siostra z daleka namawiała mnie na Sylwester u niej w mieście w klubie, gdzie organizowany był bal przebierańców. Do końca nie byłam zdecydowana, wiadomo czego najbardziej chciałam... Dzień przed końcową decyzją na którą czekała ona, napisał do mnie jakie mam plany, odpowiedziałam, że za bardzo nie mam żadnych... Takie małe kłamstwo, nie odezwał się już nic więcej. Nie rozumiałam po co pytał skoro... zresztą nieważne. To zdecydowało, że jadę do niej i mam stanowczo dać sobie z nim spokój. 

Tydzień przed świętami miałam odwiedzić koleżankę u której byłam z nim na jej ślubie. Kiedy wsiadłam w pociąg ostatni raz sprawdziłam fb, pytał czy jestem. Nie odpisałam. Pomyślałam, że pewnie znów czegoś chce, a ja dobra Margo uczynię wszystko co będzie w mojej mocy, żeby mu pomóc. O nie, nie tym razem.
Koleżanka po weselu przeniosła się w góry, miałam okazję pojechać m.in. do Zakopanego. Poza tym miałam misję specjalną. Zaprosili wtedy też tam Świadka z wesela. Tego takiego przystojniaka z brodą. Z opowieści wiedziałam, że chodzi jakiś smutny po rozstaniu z dziewczyną (już któryś tam miesiąc z kolei) i m.in. ja miałam sprawić, żeby częściej się uśmiechał....
Chyba mi się udało :D

To znaczy zaczęło się jakoś niewinnie, nie wiem czemu, ale miałam wtedy całkiem dobry humor. I fajne było to, że znów niby byłam potrzebna. Lubię pomagać, lubię być potrzebna. To właśnie chyba czasem mnie gubi...
Spędziłam tam trzy ciekawe dni. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, bo gdy nowożeńcy byli zajęci sobą, nam pozostawało tylko nasze towarzystwo. Już pierwszego dnia wywinęłam taki numer, że potem przez następne dwa tego się wstydziłam, a przynajmniej kolejnego dnia bałam się wyjść z pokoju.
I wiem, że Jemu też z tym dziwnie było. A co się takiego stało? W piątkowy wieczór kiedy wszyscy szaleli na parkiecie nagle my zaczęliśmy szaleć ze sobą, nagle jakoś tak blisko siebie się znaleźliśmy, puścili mi zremiksowaną Adele „Someone like you”(moja ulubiona piosenka kojarząca mi się niewątpliwie z Chamem i prostakiem), On zaczął mnie dotykać jak Cham i prostak i potem już nie mogłam uciec... I w dodatku mnie pocałował raz i drugi. Nie podobało mi się to za bardzo, ale dlaczego miałam uciekać? Przecież to nie było nic złego...
Potem gdy wróciliśmy do mieszkania, poszłam do łazienki, kiedy wyszłam było zupełnie ciemno. Serce mi waliło, bo wiedziałam, że on Tam śpi. A on siedział na łóżku z telefonem. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, wtedy skierował telefon w moją stronę i stwierdził, że mi poświeci, żebym mogła trafić do pokoju. Zaśmiałam się, dziękując. Było mi jakoś głupio i … śmiesznie.
Przez następne dni każdy z nas udawał, że nic się nie stało.
A Zakopane było piękne i na Krupówkach zaczął mnie gonić czerwony Diabeł, uciekałam, ale i tak mnie dorwał, tak chyba po to, żeby mi o kimś przypomnieć...
Mimo wszystko ten wyjazd jakoś tak naładował mnie pozytywną energią.


51 komentarzy:

  1. Ląd a nie lont :P
    Może częściej takie wyjazdy by się przydały? A masz kontakt nadal z tym świadkiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bomba ma lont :D przepraszam, musiałam się wtrącić :)

      Usuń
    2. no wydało się, Fortunata nieuważnie czytała i pomyślała o jakimś lądzie ;P
      I:
      1. Pewnie, że takie wyjazdy są mile widziane :)
      2. Dawno już z nim nie gadałam :(

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Wybaczcie, ale aż musiałam sobie screena na pamiątkę zrobić ;D

      Usuń
  2. tu chodzi o lont ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. wspommnienia z grudnia? :

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no bo ja sobie tak pisze o tym co działo się kiedyś, wspomnienia tworzą historię, która niebawem będzie miała swój finisz :)

      Usuń
    2. kurczę ciekawi mnie już zakończenie! :D

      Usuń
    3. dobra, dobra, niech tak szybko Lulu:P

      Usuń
    4. przeraził mnie czerwony Diabeł, dosłownieee

      Usuń
    5. ha:P taki człowiek przebrany za Diabła, baaardzo czerwony był i chciał fotkę za którą trzeba było mu zapłacić ;D

      Usuń
    6. chyba bym mu jebła w klejnoty z zawału :o

      Usuń
    7. hahaha, myślę, że to by była bardzo ciekawa sytuacja! :D

      Usuń
    8. nie wiem dlaczego ale mam taki chory odruch że jak mnie ktoś denerwuje znaczy chłopak to walnę go tam gdzie go boli najbardziej. (if you know what i mean) :D

      Usuń
  4. Nie no, ja po prostu uwielbiam Twoje posty. Fajnie czytać takie w sumie miłe i ciekawe wspomnienia innego człowieka, uwielbiam ;)

    A co do książek, rozumiem, że o bezpieczną przystań chodziło? Też świetna książka, bardzo fajnie się czyta, taka... taka Sparksowska, w porządku jest ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Nie wiem skąd wzięłam tą ostatnią...

      Ejj, bo się zarumienię! :P

      Usuń
    2. A rumień się ;P

      Może zmiksowałaś ostatnią piosenkę z bezpieczną przystanią ;P

      Usuń
    3. albo może moja podświadomość coś chciała mi zasygnalizować;P
      podobno takie pomyłki słowne nigdy nie są bezpodstawne ;)

      Usuń
    4. Każdemu się zdarza, uwierz :)

      Okej, wydrukuj, możesz mi przysłać to dam Ci autograf.

      Hahaha :D
      Wiem, mało śmieszny żart :D

      Usuń
  5. kurczę Ty to masz ciekawe życie. Tylu interesujących facetów wokół Ciebie. Spotkaliście się jeszcze kiedyś z tym Świadkiem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spotkaliśmy się - i to jeszcze przypadkowo ;D

      Usuń
    2. oooo, i będzie o tym w którejś z kolejnych notek?:)

      Usuń
  6. I przez cały wyjazd nic więcej między wami się nie działo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a co byś jeszcze chciała? :D
      rozmawialiśmy, duuużo rozmawialiśmy haha

      Usuń
    2. no a potem...? ;> ja potrzebuję gorącego romansu!!! :D

      Usuń
    3. No to zrób to dla mnie! :D

      Usuń
    4. Zminimalizowanaaa ;>? Jedziesz po bandzie :p.

      Usuń
    5. No bardzo pocieszna jest, nie da się ukryć nie można jej nie lubić ;P

      Usuń
    6. No wiem, wiem... znam Zminimalizowaną i jej rzeczywiście nie można nie lubić, napaleńca jednego :p.

      Usuń
  7. A moze ten swiadek to ... ktos wiecej niz swiadek powinien byc:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a tak jakos sobie pomyslalam, skoro jestes jego powodem do usmiechu ;)

      Usuń
    2. tak, potem mi napisał, że się przeze mnie śmieje do komputera ;D

      Usuń
    3. To powinnas sie cieszyc :P

      Usuń
  8. Coś jeszcze zaiskrzyło między Wami podczas tego wyjazdu? ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. kobiety czasem przez zazdrość są ślepe. Pewnie błędnie myślała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale co zrobić każda najpierw emocje rządzą potem rozsądek :P

      Usuń
  10. ja niestety też jestem niekiedy wyznawczynią ślepej zazdrości, czego się bardzo wstydze

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytając Twój post znów jestem zażenowana faktem, że u Ciebie w ciągu miesiąca dzieje się więcej, niż w całym moim życiu. U siebie mam tak wszystko pedantycznie ułożone, że aż zaczynam Ci zazdrościć tych wszystkich zawiłości losu. Mam do Ciebie dwa pytania nie związane z tym postem, które łażą za mną już od jakiegoś czasu.
    1. Jak Ty to wszystko zapamiętujesz? Prowadziłaś jakiś osobny pamiętnik, czy po prostu masz taką dobrą pamięć? Jeśli już kiedyś o tym pisałaś, to przepraszam, ale mogłam nie zauważyć.
    2. Zapisujesz swoje wspomnienia, jak sama napisałaś, związanych ze studiami dziennymi. Czy kiedy Twoje zapiski dojdą do teraźniejszego punktu zero, to czy dalej będziesz prowadziła tego bloga, opisując to, co się dzieje u Ciebie na bieżąco, czy też zostawisz tę stronę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja pewnie mogłabym Ci pozazdrościć tego porządku i stabilizacji, bo wydaje mi się, że takie bezpieczeństwo jest bardzo potrzebne człowiekowi. Ja dalej nie wiem na czym stoję, a w sumie to nawet nie stoję, bo moje życia toczy się dalej w podobny sposób. Czasem dzieje się zbyt wiele, czasem za mało. A biorąc pod uwagę to, że z dnia na dzień człowiek staje się starszy (xD) to potrzebuje równowagi i kogoś, kto się nim zaopiekuje, itd.
      1. Moje notki nie powstawały zbyt często, bo gdy usiadłam raz - pisałam jak w amoku. Kilka wieczorów i nocy poświęciłam na wspominki. Niektóre wspomnienia przyznam się, trochę bolą i trudno o nich było pisać, ale chciałam je opowiedzieć, żeby nie uciekły albo może żeby je przekazać i już do nich więcej razy nie wracać. A moja pamięć... No cóż, jest dobra dla takich głupot. Może też dlatego, że mimo wszystko okres dziennego studiowania był dla mnie najlepszym i najobfitszym okresem mojego życia w którym nie mogłam narzekać na nudę.
      2. Tego do końca jeszcze nie wiem, na początku chciałam opisać wszystko do końca i wrócić na stare śmieci, ale teraz już wiem, że do samego końca nie dotrwam, bo jest to dla mnie za ciężkie i za intymne. Po skończonym "opowiadaniu", pewnie będzie o teraźniejszości, bo zaczęło mi się za tym tęsknić ;)

      Usuń
    2. To może się zamieńmy miejscami? ;D Ale powiem Ci szczerze, że ta moja stabilność nie jest taka słodka, jak może Ci się wydawać. U mnie to polega głównie na tym, że jeśli coś nie spełnia moich oczekiwań, czy też ma jakikolwiek inny defekt, to się od tego staram odciąć. Jestem pedantką pod każdym względem i jeśli coś mi wadzi, to muszę się tego pozbyć, bo inaczej będę się czuła cholernie źle. Najlepszą opcją byłoby osiągnięcie złotego środka, który dałby nam życie z lekkimi zawirowaniami.

      1. To się dopiero nazywa przypływ weny ;D Hm... a to może taka terapia jest? Bo jeśli się człowiek wygada, to już tego bólu nie ma, tudzież odczuwa się go znacznie słabiej. Nie zwalaj tego na obfity okres (w wydarzenia, oczywiście ;D), Ty masz po prostu boską pamięć! ;D

      2. Na stare śmieci, czyli zamierzasz potem powrócić na Onet? Bo pisałaś chyba na Onecie. To fajnie, że istnieje taka możliwość, że będziesz kontynuowała swoją opowieść dalej w teraźniejszości :)

      Dzięki za odpowiedzi :)

      Usuń
  12. ja teraz czekam na relację z Sylwestra (uśmiecham się)

    OdpowiedzUsuń