Wrzesień / Październik 2011.
I wróciła normalność
i szarość dnia.
Nagle z dnia na dzień
odezwał się do mnie Kolega z liceum z prośbą. Prośba polegała
na tym, żebym potowarzyszyła mu na weselu. Zgodziłam się, nikt
wcześniej nie prosił mnie o coś takiego, dlatego to było miłe
zaskoczenie.
Najgorszym elementem mojego życia stało się to, że skrycie zaczynałam tęsknić za Kolegą od Serduszek, nie
przyznawałam się do tego, ale tak było. Jeszcze w dodatku
skutecznie nakręcał mnie Rumun, który ciągle do mnie pisał i
zachowywał się tak jakbyśmy z Serduszkowym w najbliższej
przyszłości mieli być parą. I i Inni , którzy wcale nie byli
gorsi.
Na tym ślubie i weselu z
tym kolegą było stonowanie i trochę olewczo. Czułam się trochę
nieswojo, zwłaszcza wtedy gdy on zajmował się sprawami innych, a
mnie zostawiał samą... Wtedy zazwyczaj w mojej głowie pojawiało
się porównanie z Serduszkowym kiedy ten za mną chodził krok w krok na
weselu mojej koleżanki...
I tak mijał wrzesień i
zbliżał się październik i powrót do akademika... Wcześniej
odezwała się do mnie Dziewczyna z grzyweczką. Nowina była nie z
tej ziemi, bo się okazało, że jest w ciąży i dokładnie 1
października jest ślub i zaprasza nas paczką na ten ślub do
Kościoła...
A nasza paczka to
Serduszkowy, Koleżanka z ławki, Panna Ważna i ja. Tyle, że oni
wszyscy mieszkają obok siebie, a ja... Daleko. Bardzo daleko. Ale
miał być 1 października, czyli wtedy miałam być już w
akademiku, czyli trochę bliżej...
Napisała do mnie
też Koleżanka z ławki (tak, tak od Starego), potem zapytałam
grzecznie czy kupujemy razem prezent... I w sumie zrobiły mi wielką
łaskę, że przystały na to, żebym się z nimi składała. Czułam
się jakbym była w organizacji Ku Klux Klan i nagle z niej
zostałam wyłączona. Nie chciałam kupować prezentu sama i być
tam jako kosmita, który nie wiadomo skąd się wziął. Przystałam
na wszystko, co zaproponowały, chowając dumę do kieszeni. Drugim
problemem z którym się borykałam było to, że mogłam tam
dojechać tylko autobusem, a powrót był dopiero po trzech godzinach
po skończonej ceremonii. Kościół znajdował się kilka domów
dalej, gdzie mieszkała Koleżanka z ławki, ale ona mi nie mogła
pomóc, jak stwierdziła w smsie do mnie „No z powrotem będziesz
miała problem”.
Zdesperowana
odezwałam się do Serduszkowego, napisałam Mu o wszystkim i On
obiecał, że mi pomoże. Że poczeka tam ze mną na ten pieprzony
autobus.
A tak
w ogóle, znów zaczynałam od nowa moją przygodę z akademikiem.
Postanowiłam zmienić mieszkanie, nie chciałam już mieszkać z
moją cudowną współlokatorką od przemeblowań. Tak więc zostałam
na tym samym piętrze, ale miałam zupełnie nowy łącznik, zupełnie
nowy pokój i zupełnie nową współlokatorkę. I znów nikogo nie
znałam i szłam w nieznane.
Ślub
był w sobotę jak to zwykle bywa, wsiadłam w busa w miejscowości w
której studiowałam i pojechałam. Serce dość szybko mi waliło bo
do końca nie wiedziałam gdzie mam wysiąść. Poza tym miałam się
spotkać z moimi uroczymi koleżankami, które do samego końca nie
wiedziały czy ja będę czy nie i miałam spotkać Serduszkowego,
którego ostatni raz widziałam w pociągu...
Byłam
wcześniej, wydeptywałam ścieżkę, w końcu zadzwoniłam do Niego,
chcąc się dowiedzieć kiedy będzie, nie odbierał. Nagle pojawiły
się One – miłe i sympatyczne koleżanki i stałam obok niech, a
zupełnie nie wiedziałam o czym one mówią... Ja – takie piąte
koło u wozu, chciałam stamtąd zniknąć... Jeszcze na dodatek
kiedy Koleżanka z ławki zauważyła, że Kolega od Serduszek do
niej dzwonił zrobiło mi się podwójnie niedobrze. Bo do niej
dzwonił, a ode mnie nie odebrał...
Cała
ceremonia była ładna... Dziewczyna z grzyweczką miała śliczną
sukienkę, oczywiście w trakcie przysięgi zachciało mi się
standardowo płakać. Akcja przed Kościołem była warta
przynajmniej nakręcenia na kamerę. Po złożeniu życzeń, moje
wspaniałe koleżanki zniknęły w migu oka, bo tak nie miały w
ogóle czasu i strasznie zajęte były. Zostałam z nim sama. Dobrze
zauważył jak mnie potraktowały, a On przez chwilę wcale nie był
lepszy, zaczął dzwonić do swoich kumpli i umawiać się z nimi na
wieczór, a ja stałam obok i zastanawiałam się co się tutaj ze
mną biedną stanie na tej obcej wsi... W końcu zapytałam Go czy
nie mógłby mnie podrzucić do miasta... Zgodził się, wsiadłam do
jego samochodu, po drodze minęliśmy dom Koleżanki z ławki, obok
stał samochód, którym przyjechała Panna Ważna... Tak im się
spieszyło...
Gadaliśmy o głupotach, przez chwilę chyba na pocieszenie (?!) dotknął mojego odkrytego kolana. Po
jakiś dwóch kwadransach byłam już w swoim pokoju w akademiku.
Otaczały mnie torby i pudełka i po oczach spacerowały promienie
zachodzącego słońca, które odbijały się na brudnej szybie okna.
Trzeba było się rozpakować. Przebrałam się i wzięłam do
roboty. Po trzech godzinach nie miałam już co robić. Otaczała
mnie głucha cisza. Włączyłam laptopa, a że nie było jeszcze w
nim internetu zaczęłam robić filmik z wakacji...
Ja i
moje cztery ściany. Oczekiwałam w napięciu na moją nową
współlokatorkę, na jakiś ludzi...
Samotność
to podłe uczucie...
ps. Da mi ktoś jakieś namiary na bloga Duszyczki?
Kochana, daj mi maila to ci zaproszenie wysle ;)
OdpowiedzUsuńsprawdź pocztę :)
Usuńposzlo zaproszenie ;)
UsuńSamotność to najgorsze z uczuć...
OdpowiedzUsuńSamotnosci i ja nie znosze, a ostatnio cholernie burzy moj dzień.
OdpowiedzUsuńa czemu burzy? jak to u Ciebie jest?
UsuńBo czlowiek im starszy tym bardziej potrzebuje obecnosci czlowieka waznego w jego zyciu, takiego od serca . . .
UsuńA dlaczego one były takie niemiłe?
OdpowiedzUsuńno powiedz mi to:D
Usuńpisałam wcześniej o nich, same postanowiły nie mieć ze mną kontaktu, a potem wyszło jak wyszło^^
no tak, tak :P haha, laski są wredne.
UsuńU mnie tam kliknij załaduj więcej na samym dole i będzie Twój komć :P
Ojeju. Margo, zmień towarzystwo. :)
OdpowiedzUsuńNie ma co, na te koleżanki to Ty liczyć nie mogłaś :( Dobrze, że Serduszkowy zawsze gdzieś tam nad Tobą czuwał.
OdpowiedzUsuńPowiedz mi, gdzie faceci mają mózg? Wolał czekać 3 godziny na autobus, zamiast w ciągu 30 minut podwieźć Cię do akademika?
Dobrze, że moja współlokatorka przeważnie śpi :)
Ciekawa jestem, jaka ta Twoja nowa była...
Koleżanki okazały się nie być warte tej znajomości ;) Wielokrotnie już miałam podobne sytuacje. Cóż, trzeba olewać i się nie przejmować ;)
OdpowiedzUsuńKolejny tydzień, a Ty milczysz ;)
Koleżanki są dobre jak coś im trzeba a jak nie to olewają Cię jak mogą jakbyś w ogóle nie istniała
OdpowiedzUsuńNo to widzę, że się kreci towrzysko u ciebie :D płci przeciwnej
OdpowiedzUsuńMoże ci na nim (ten od serduszek)bardziej zależy, bo tęsknisz.
Ech... najgorsi są ludzie, którzy po wszystkim nawet nas nie zauważają...
OdpowiedzUsuńech z koleżankami tak jest, że jak my coś potrzebujemy to ich jakoś dziwnym trafem nigdy nie ma.
OdpowiedzUsuńWrażenia po notce? Masz w czym wybierać, tylko czas zagiąć na któregoś parol ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego Tobie ma być przykro? Sama dyktuj warunki ;)
Jak widać samotność u Ciebie to Twój wybór, a nie wybór stan dokonany przed jakim postawiło Cię życie. Do roboty, a zobaczysz niedługo świat w różowych barwach:)
OdpowiedzUsuń