czwartek, 18 października 2012

18. Jesień dwa lata temu

21 miesięcy temu.

Jesień mnie dobijała, wszędzie czaiły się uliczki i miejsca, które mi się z Nim kojarzyły. To ulica, którą spacerowaliśmy. To kawiarnia do której mnie zabrał. Ten sklep i ta reklama. To skrzyżowanie na którym przepychaliśmy się, że nie chce iść do niego, a do siebie. Ten przystanek na który mnie odprowadził. To niebezpieczne miejsce, gdzie zakazał mi samej chodzić. Ten numer autobusu. Te pasy po których za mną biegł. Ta droga, na której mnie zatrzymywał. Ten zakręt gdzie Go ostatni raz widziałam. To miejsce gdzie się ze mną pożegnał. Ta piosenka i jeszcze inna. I te słowa, gesty i zapachy. Pękała głowa od myśli i wspomnień, a w oczach dalej pojawiały się łzy.
A kiedy kilka dni później po spotkaniu z Nim, umówiłam się z mamą w centrum handlowym, pierwszy raz w życiu głośno się jej rozpłakałam, wtulając w ramiona. Obok przechodzili ludzie, a ona biedna totalnie nie wiedziała co mi jest, co się stało. Wyłkałam tylko, że się z Nim widziałam i dalej zaczęłam beczeć jak dziecko. Chciała mnie zabrać do domu. Ale przecież nie mogłam. Nie byłam już małym dzieckiem. Nie mogłam ukrywać się przed światem, poddać się. Poza tym przecież nic wielkiego się nie stało. Ludzie przechodzą większe dramaty. A to była tylko mała słabość, która miała się już nigdy więcej nie powtórzyć.
Koniec.
Praca. Moja imienniczka, była młodsza o cztery lata chyba, ale fajnie się nam gadało. Raz nawet zdarzyło się nam razem opić wódką i wałęsać się po osiedlach z jej znajomym.
Akademik. Ze współlokatorką było bardzo dziwnie, czasami nawet „Cześć” na dzień dobry nie było i tak pięknie się do siebie nie odzywałyśmy. A ona zaczęła przechodzić jakąś metamorfozę. Zero imprez, tylko jakieś spotkanie katolickie itd.
Studia. Kolejny referat i kolejna prezentacja na zajęcia. Tym razem z moimi koleżankami. Z Panną Ważną i Koleżanką z Ławki oraz z Kolegą od Serduszek. I nie wiem czemu tak wyszło, ale wyszło tak, że robiliśmy tą prezentację razem, to znaczy On i ja. On na swoim komputerze w domu robił wszystko to, co ja mu dyktowałam na gadu u siebie... Ja nie mogłam edytować, bo program nie działał, więc On mi przysyłał swoje efekty, a ja Go poprawiałam. Był z tych facetów, co to robi masę literówek i innych psikusów. Śmieszny wieczór, skończyło się na rozmowie o jakiś potworach, które rzekomo Go interesowały. Pomyślałam wtedy, że ludzie mają naprawdę różne zainteresowania. Mniej i bardziej dziwne.
Następnego dnia kiedy mieliśmy przedstawiać referaty i tą prezentację wyszło tak, że Jemu prowadząca kazała po coś iść i to ja pokazałam całą tą prezentację. Było mi strasznie głupio, bo wiedziałam jaki był z siebie dumny, że to On ją zrobił. Chciałam, żeby to On ją pokazał, te wszystkie śmieszne efekty nad którymi się sprzeczaliśmy, a tu taki fuks... Na pocieszenie przekazałam Mu kiedy wrócił, że dostał piątkę! No ale cóż, prezentację pokazałam ja. 


15 komentarzy:

  1. Niech się cieszy,że dostał z prezentacji 5:D
    Ja osobiście, jak miałam w szkole robić prezentacje, to owszem zrobiłam ją, ale nigdy nie prezentowałam:P (nie umiałam być poważna:D)

    Nie warto się przejmować.. :* 3maj się !

    http://sarenkowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha:D ja kiedyś prawie bym wybuchnęła śmiechem, ale udało mi się w końcu opanować ;)

      Usuń
  2. Ta pora roku chyba sama przyciąga łzy, ale wyszło na plus i to była dobra jesień :) A jaka jest tegoroczna? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czy dobra to nie wiem :P ale ta... nie wiem czy nie jest gorsza... :/

      Usuń
  3. Uśmiechnięty był,no ale... :P Potwory nieludzkie :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty to masz z tymi facetami no. Ale piatka byla i napewno byl zadowolony ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze jest mieć taką Mamę, której czasami można się wypłakać na ramieniu :)
    Haha, ja właśnie w czwartek miałam na polskim prezentację. Moja koleżanka właśnie zajęła się częścią komputerową, ja doborem tekstu, podziałem ról mówiących. Z tym że ja kocham wypowiadać się na polskim i gadalam jak natchniona, a A. też mówiła, ale wyczytalam z jej oczu, że najchętniej oddała by mi swój tekst i uciekła ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czas nieuchronnie - na dobre "przegania" niechciane emocje. Pozostają tylko (o ile pozostają) wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. ojj znam to tez tak mam ze leci w radiu pisoenka a mi sie kojarzy z konkretnym delikwentem albo miejsce okreslenie to jest straszne xD dobrze ze w lodowce nas nie przesladuja xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba nie ma co żyć wspomnieniami, tylko tym co jest teraz:))
    Z pewnością to ważniejszy okres w Twoim życiu, niż jakiś "cham i prostak" jak go nazwałaś w poprzednim poście:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. chciałabym mieć taką mamę...
    a lekiem na te wszystkie miejsca, wspomnienia... jest wypełnienie tych wspomnień nowymi. nie ma lepszego.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nigdy nie miałam z mamą tak dobrych kontaktów. Nigdy bym jej się nie wypłakała, gdyby coś z moim facetem poszło nie tak. Tym bardziej, że ona obstaje przy swoim i mówi, że ja nigdy nie będę miała faceta, bo jestem taka i siaka.
    Moja współlokatorka na razie jest całkiem w porządku, nawet poznałam jej siostrę i szwagra :D

    Szkoda, że Twój kolega tak się napracował i w sumie satysfakcji z pokazania swoich efektów pracy nie miał żadnych. No, ale ta piątka w indeksie najważniejsza przecież :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Jesień jest taka niedobra - przywołuje takie głupie wspomnienia, które wywołują tylko ból. Dlaczego nie podsuwa nam wspomnień z dzieciństwa, gdy bawiliśmy się w piaskownicy i było tak zabawnie...

    OdpowiedzUsuń