21 miesięcy temu.
Jesień mnie dobijała,
wszędzie czaiły się uliczki i miejsca, które mi się z Nim
kojarzyły. To ulica, którą spacerowaliśmy. To kawiarnia do której
mnie zabrał. Ten sklep i ta reklama. To skrzyżowanie na którym
przepychaliśmy się, że nie chce iść do niego, a do siebie. Ten
przystanek na który mnie odprowadził. To niebezpieczne miejsce,
gdzie zakazał mi samej chodzić. Ten numer autobusu. Te pasy po
których za mną biegł. Ta droga, na której mnie zatrzymywał. Ten
zakręt gdzie Go ostatni raz widziałam. To miejsce gdzie się ze mną
pożegnał. Ta piosenka i jeszcze inna. I te słowa, gesty i zapachy.
Pękała głowa od myśli i wspomnień, a w oczach dalej pojawiały
się łzy.
A kiedy kilka dni później
po spotkaniu z Nim, umówiłam się z mamą w centrum handlowym, pierwszy raz w życiu
głośno się jej rozpłakałam, wtulając w ramiona.
Obok przechodzili ludzie, a ona biedna totalnie nie wiedziała co mi
jest, co się stało. Wyłkałam tylko, że się z Nim widziałam i
dalej zaczęłam beczeć jak dziecko. Chciała mnie zabrać do domu.
Ale przecież nie mogłam. Nie byłam już małym dzieckiem. Nie
mogłam ukrywać się przed światem, poddać się. Poza tym przecież
nic wielkiego się nie stało. Ludzie przechodzą większe dramaty. A
to była tylko mała słabość, która miała się już nigdy więcej
nie powtórzyć.
Koniec.
Praca. Moja imienniczka, była młodsza o cztery lata chyba, ale fajnie
się nam gadało. Raz nawet zdarzyło się nam razem opić wódką i
wałęsać się po osiedlach z jej znajomym.
Akademik. Ze współlokatorką było
bardzo dziwnie, czasami nawet „Cześć” na dzień dobry nie było
i tak pięknie się do siebie nie odzywałyśmy. A ona zaczęła
przechodzić jakąś metamorfozę. Zero imprez, tylko jakieś
spotkanie katolickie itd.
Studia. Kolejny referat i kolejna
prezentacja na zajęcia. Tym razem z moimi koleżankami. Z Panną
Ważną i Koleżanką z Ławki oraz z Kolegą od Serduszek. I nie
wiem czemu tak wyszło, ale wyszło tak, że robiliśmy tą
prezentację razem, to znaczy On i ja. On na swoim komputerze w domu
robił wszystko to, co ja mu dyktowałam na gadu u siebie... Ja nie
mogłam edytować, bo program nie działał, więc On mi przysyłał
swoje efekty, a ja Go poprawiałam. Był z tych facetów, co to robi
masę literówek i innych psikusów. Śmieszny wieczór, skończyło
się na rozmowie o jakiś potworach, które rzekomo Go interesowały.
Pomyślałam wtedy, że ludzie mają naprawdę różne
zainteresowania. Mniej i bardziej dziwne.
Następnego dnia kiedy
mieliśmy przedstawiać referaty i tą prezentację wyszło tak, że
Jemu prowadząca kazała po coś iść i to ja pokazałam całą tą
prezentację. Było mi strasznie głupio, bo wiedziałam jaki był z
siebie dumny, że to On ją zrobił. Chciałam, żeby to On ją
pokazał, te wszystkie śmieszne efekty nad którymi się
sprzeczaliśmy, a tu taki fuks... Na pocieszenie przekazałam Mu
kiedy wrócił, że dostał piątkę! No ale cóż, prezentację
pokazałam ja.
Niech się cieszy,że dostał z prezentacji 5:D
OdpowiedzUsuńJa osobiście, jak miałam w szkole robić prezentacje, to owszem zrobiłam ją, ale nigdy nie prezentowałam:P (nie umiałam być poważna:D)
Nie warto się przejmować.. :* 3maj się !
http://sarenkowa.blogspot.com/
hahaha:D ja kiedyś prawie bym wybuchnęła śmiechem, ale udało mi się w końcu opanować ;)
UsuńTa pora roku chyba sama przyciąga łzy, ale wyszło na plus i to była dobra jesień :) A jaka jest tegoroczna? ;>
OdpowiedzUsuńczy dobra to nie wiem :P ale ta... nie wiem czy nie jest gorsza... :/
UsuńZ czyjegoś powodu?
UsuńUśmiechnięty był,no ale... :P Potwory nieludzkie :P
OdpowiedzUsuńTy to masz z tymi facetami no. Ale piatka byla i napewno byl zadowolony ;)
OdpowiedzUsuńDobrze jest mieć taką Mamę, której czasami można się wypłakać na ramieniu :)
OdpowiedzUsuńHaha, ja właśnie w czwartek miałam na polskim prezentację. Moja koleżanka właśnie zajęła się częścią komputerową, ja doborem tekstu, podziałem ról mówiących. Z tym że ja kocham wypowiadać się na polskim i gadalam jak natchniona, a A. też mówiła, ale wyczytalam z jej oczu, że najchętniej oddała by mi swój tekst i uciekła ;)
Czas nieuchronnie - na dobre "przegania" niechciane emocje. Pozostają tylko (o ile pozostają) wspomnienia.
OdpowiedzUsuńojj znam to tez tak mam ze leci w radiu pisoenka a mi sie kojarzy z konkretnym delikwentem albo miejsce okreslenie to jest straszne xD dobrze ze w lodowce nas nie przesladuja xD
OdpowiedzUsuńChyba nie ma co żyć wspomnieniami, tylko tym co jest teraz:))
OdpowiedzUsuńZ pewnością to ważniejszy okres w Twoim życiu, niż jakiś "cham i prostak" jak go nazwałaś w poprzednim poście:)
Pozdrawiam
chciałabym mieć taką mamę...
OdpowiedzUsuńa lekiem na te wszystkie miejsca, wspomnienia... jest wypełnienie tych wspomnień nowymi. nie ma lepszego.
Wspomnienia + jesień = ból.
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam z mamą tak dobrych kontaktów. Nigdy bym jej się nie wypłakała, gdyby coś z moim facetem poszło nie tak. Tym bardziej, że ona obstaje przy swoim i mówi, że ja nigdy nie będę miała faceta, bo jestem taka i siaka.
OdpowiedzUsuńMoja współlokatorka na razie jest całkiem w porządku, nawet poznałam jej siostrę i szwagra :D
Szkoda, że Twój kolega tak się napracował i w sumie satysfakcji z pokazania swoich efektów pracy nie miał żadnych. No, ale ta piątka w indeksie najważniejsza przecież :P
Jesień jest taka niedobra - przywołuje takie głupie wspomnienia, które wywołują tylko ból. Dlaczego nie podsuwa nam wspomnień z dzieciństwa, gdy bawiliśmy się w piaskownicy i było tak zabawnie...
OdpowiedzUsuń