21 miesięcy temu.
I zatrzymałam się,
rozglądając wokół. Obok mnie przechodziło dużo osób, ujrzałam
Go jak stał koło budynku i już na mnie czekał. Ruszył w moją
stronę, miał na sobie tą kurtkę co na zdjęciach. Inaczej
mogłabym Go nie poznać. Zapuścił jakąś dziwną brodę, włosy
nie były już takie idealne, rozwichrzył je wiatr. Dalej miał
okulary, ale już nie te same, tylko jakieś brzydsze? Nie podobał
mi się, ale dalej czułam się taka słaba, miałam tam ochotę
zemdleć gdy był coraz bliżej. Ostatni raz widziałam Go 10
miesięcy temu.
Kiedy stanął
naprzeciwko usłyszałam ciepłe „Cześć”, odpowiedziałam
chyba resztką sił, dalej nie wiedziałam co mam mówić... A coraz
bardziej nasilało się we mnie to, że zbliżała się dramatyczna
chwila – chciało mi się płakać. I ta myśl, że nie mogę Go
dotknąć, bo przecież On kogoś ma. A stał tak blisko,
zdecydowanie za blisko. Nie powinien tak stać. I dalej przecież
miał te same czekoladowe oczy!
Nie umieliśmy ze sobą rozmawiać. On
czekał na to co mam Mu do powiedzenia, ja nie potrafiłam Mu tego
wszystkiego przekazać. W końcu zaczęłam wypominać, że się
ze mną nie pożegnał, że zachował się jak dupek, że
potraktował mnie jak zabawkę... I wtedy się rozpłakałam.
Widziałam w jego oczach,
że nie było Mu to obojętne, ale przecież nie mógł nic zrobić.
Przez moment mnie przytulił. Dosłownie przez moment, po chwili
odsunął się i patrzył na mnie jak zbity z tropu pies.
Stwierdziłam, że raczej nie porozmawiamy sobie,
skoro On nic nie mówi, a ja też nie potrafię, po czym ruszyłam
przed siebie. Zrezygnowana i pokonana przez swoją nieśmiałość. Zaczął mnie gonić, a ja płakałam jak małe dziecko
i nie mogłam się powstrzymać. To było silniejsze ode mnie.
Dogonił mnie na pasach,
kazałam mu, żeby dał mi spokój, że nie ma to wszystko sensu. Ale
On dalej za mną szedł, po raz kolejny i kolejny. Nie słuchał
mnie. W końcu zatrzymałam się. Nie ułatwiał mi.
-Powiedz mi dlaczego?
- spytał. Byłam w jakimś amoku. Nagle jakaś dziewczyna z drugą powiedziała mi cześć. Nie wiedziałam kto to,
myślałam, że to jego znajoma. Ale On odszedł ode mnie o dwa
kroki. Jemu też powiedziała, zaskoczona. Wtedy nagle do mnie
dotarło, że to przecież moja koleżanka. Panna Ważna. Jedyna
dziewczyna, której Go wtedy przedstawiłam. Spojrzała na mnie, na
Niego i szybko się oddaliła, jakby rozumiejąc całą sytuację.
Na nowo stanął
naprzeciwko i zaczął pytać dlaczego. A ja, ja nie wyznałam Mu
miłości jak to robią w komediach romantycznych, nie było mnie na
to stać. Zresztą i tak nic by to nie zmieniło. Teraz nawet nie
pamiętam dokładnie co wtedy powiedziałam. Wiem tylko, że dałam
mu do zrozumienia, że był dla mnie ważny, bardzo ważny, że jest,
ale przecież to i tak nic nie zmieni, więc najlepiej będzie jak
już pójdzie w swoją stronę, a ja w swoją.
Nie odpowiedział na to
nic, zaproponował tylko, że mnie odprowadzi. Moja droga do akademika była
dość daleka i przecież nie do końca bezpieczna, ale nie zgodziłam
się, rzekłam zajebiście łamliwym już głosem, że przecież
sobie poradzę... Od dawna sobie jakoś radziłam, więc dlaczego
teraz miałoby być inaczej?
I poszłam, już nie
oglądając się za siebie.
Dalej radząc sobie, sama
ze wszystkim. Zasmarkałam wszystkie chusteczki, na skrzyżowaniu
jechali jacyś durnie, którzy skomentowali mnie, że mam katar,
śmiejąc się. Nienawidziłam ich wtedy! Wszystkich! Wszystkich
facetów!
To tak bardzo bolało!
Czułam się taką małą,
nic niewartą istotką. W dodatku samą jak palec, nikomu
niepotrzebną...
Może nie powiedziałaś mu, że go kochasz, ale wyznałaś, że był ważny. Reszty powinien się sam domyślić z Twojej reakcji na to spotkanie, na tą sytuację.
OdpowiedzUsuńI myślę też, że nie byłaś mu całkiem obojętna skoro za Tobą szedł i chciał Cie odprowadzić. Gdyby było inaczej poszedł by w pizdu już po pierwszych Twoich słowach.
Trochę szkoda, że nie było mnie wtedy przy Tobie, tzn. tuż po tej rozmowie. Byłoby Ci raźniej...
ale jednak powiedzialas mu troche. Od tamtego czasu nie masz z nim kontaktu?
OdpowiedzUsuńTakie historie sprawiają, że ja też nienawidzę facetów, a właściwie ich postępowania, tego, że nie potrafią nic powiedzieć, wziąć sprawy w swoje ręce. Stoją tylko, jak idioci i pytają co dalej, dlaczego, co mają zrobić. A powinni walczyć, wypruwać sobie żyły dla nas i biec za nami, nawet, gdy mówimy, że mają zostać. Przecież to takie proste...
OdpowiedzUsuńdokładnie! kiedy wszystko stoi na granicy i potrzebny jest jeden zdecydowany ruch, choćby złapanie za rękę - nic tak nie boli jak brak reakcji. i wracasz wtedy do domu sama, z rozmazanym tuszem pod oczami jak jakieś zero, nic nie znacząca plątanina rozczarowania i żalu..
Usuńale to co w takiej chwili wydaje się końcem świata, mija razem z upływem czasu.
ojj biedna co za typ... Holly ma racje to oni o nas powinni walczyc brac zachowoywac sie jak faceci a nie zadawac glupie pytania co dalej;/a niech sie gonia te nic nie warte typy nam pisani sa fajniejsi faceci a nie frajerzy szkoda na nich czasu
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze wyszedl Ci z glowy na dobre bo co to za koles szkoda gadac!!
a wszystko przez jakiegoś faceta, kochana, daj spokój, ta płeć tak ma, że czasem trzeba ją olać totalnie bo inaczej idzie zwariować :P ja np. powiedziałam ostatnio do ziomka w klubie, który cały czas wpierniczał się do naszego stolika, że to jest babski kącik i ma wypier*alać :D I poszedł sobie :P
OdpowiedzUsuńZgadzam się z K. faceci nie są warci tych wszystkich łez. Oni zazwyczaj mają wszystko gdzieś, a gdy zaczyna się im palić grunt pod nogami, to nawet nie wiedzą co robić. Facetowi daje się jedną szansę, jeśli jej nie wykorzysta... trudno.
Usuń:( Twoje uczucia do niego są nadal aktualne?
OdpowiedzUsuńuf, nie wiem co bym zrobiła na Twoim miejscu..pewnie to samo.
OdpowiedzUsuńJa zawsze powtarzam 'FACET TO ŚWINIA' ;)
http://sarenkowa.blogspot.com/
Mam nadzieję, że to podłe uczucie już Cię opuściło, bo wcale nie jesteś “nic nie wartą istotką“ :)
OdpowiedzUsuńFaceci są beznadziejni. Po prostu.
OdpowiedzUsuńPo takich nie warto płakać... Nie zasługiwał na Twoje łzy. Żaden facet, który je powoduje, o ile nie są to łzy szczęścia, to na nie nie zasługuje. Nie był wart ani jednej.
OdpowiedzUsuńno to sporo nas laczy... Twoj przynajmniej rozumial, chociaz troche, ze byl dla Ciebie wazny. Do mojego moglam mowic jak do slupa i wcale go to nie ruszalo...
OdpowiedzUsuńjak to on się pytał "dlaczego"? to chyba on znalazł sobie kogoś innego, albo się już całkiem pogubiłam...
OdpowiedzUsuńdlaczego płaczę? dlaczego tak bardzo mnie bolało jak mnie potraktował? dlaczego zareagowałam jak zareagowałam?
Usuńmoże myślał, że nie znaczył za wiele, nie wiem...
Moim zdaniem i tak dużo powiedziałaś. Gdzie tam masz nieśmiałość?
OdpowiedzUsuń